www.eprace.edu.pl » hugo-kollataj » Projekt reformy państwa w Listach Anonima

Projekt reformy państwa w Listach Anonima

Wkład Kołłątaja w prace sejmu był przeogromny. Nie byłby on jednak możliwy gdyby nie pomoc innych. Przede wszystkim ludzi, których zgromadził wokół siebie w ośrodku politycznej myśli zorganizowanym przez niego, który to ośrodek mieścił się na przedmieściu Warszawy w jurydyce Szolec91.

Skupione wokół niego grono publicystów, którzy od różnych stron atakowali anachroniczną strukturę społeczną i polityczną Rzeczypospolitej92, nazwano „Kuźnią Kołłątajowską”. Terminu tego jako pierwszy użył głośny awanturnik tamtych czasów, Wojciech Turski, który zarzucał Kołłątajowi, że „założył u siebie kuźnicę potwarzy, skąd na niepodległych zdaniu jego mściwe wypadają pociski (...)”93. Wśród wspomnianych publicystów, zwanych „apostołami Kuźnicy”, byli m.in. księża Franciszek Ksawery Jezierski i Franciszek Ksawery Dmochowski. Współdziałali z burżuazją, ale także bliskie im były poglądy i poruszenie mas chłopskich oraz ludu Warszawy94.

Głównym celem „Kuźnicy” było nauczenie społeczeństwa pewnych prawd podstawowych o rozwoju społeczeństw i wymaganiach, jakie dyktował ekonomiczny i polityczny układ potrzeb. Próbował też nauczyć gry politycznej95.

Wybuch rewolucji we Francji, wywołał poruszenie także w Warszawie. I to właśnie Kołłątaj stał się jednym z głównych inspiratorów akcji mieszczaństwa w stolicy. Poddał on warszawskim notablom myśl o zawiązaniu w czasie trwania sejmu swego rodzaju konfederacji miast koronnych i litewskich, która miała następnie przedłożyć stosowne żądania królowi i skonfederowanym stronom96. Prezydent Warszawy, Jan Dekert, zainspirowany przez księdza, zorganizował 2 grudnia 1789 roku marsz przedstawicieli 141 miast królewskich nazywany „czarną procesją”, będący symbolem zjednoczenia miast. W wystosowanych do króla memoriałach, mieszczaństwo odwołało się do swoich praw, które utraciło, do praw stanowienia o prawodawstwie, egzekucji i dorobku, które zostały im odebrane. Mowa jest w nich też o tym, że oni, mieszczanie, zawsze byli wierni królowi, a za wszystkie niepowodzenia w Rzeczypospolitej winę ponosi tylko i wyłącznie stan szlachecki. Mimo tego w dalszej części memoriału mieszczanie składają hołd i wyrazy poważania właśnie temu stanowi: „Ty będziesz zawsze koroną i ozdobą narodu polskiego”. Zaraz potem pojawia się takie oto sformułowanie, skierowane również do szlachty: „za cóż byś nam miał przeszkodzić, abyśmy równie użyteczni ojczyźnie być mogli”. Memoriał ten wypłynął, co ciekawe, od szlachcica, ponieważ jego twórcą był sam Kołłątaj97. Przedłożył on w nim swoje koncepcje, dużo bardziej radykalne aniżeli te, które znalazły się w „Listach Anonima”, zmian jakie powinny zajść w hierarchii społeczeństwa polskiego. To tu pojawiają się słynne słowa, które zatrwożyły znakomitą część szlachty: „rwie gwałtownie okowy swoje niewolnik, gdzie panujący nad nim tłumi wszelkie prawa człowieka i obywatela”98.

Tymczasem trwała walka o nową konstytucję. Z polecenia sejmu projekt jej miał przygotować Ignacy Potocki. I tu znowu pojawia się Kołłątaj, który projekt miał już gotowy. Przedstawił go w dziele „Prawo polityczne narodu polskiego, czyli układ rządu Rzeczypospolitej”, które ukazało się w 1790 roku. W kilkudziesięciu tezach zawarł na jego stronach zarys ustroju społecznego i politycznego, dodatkowo pokusił się o naukowo-teoretyczne uzasadnienie najważniejszych elementów tego ustroju99.

Kołłątaj zachowuje podział na stany - szlachecki i mieszczański, którym zapewnia władzę w kraju. W skład stanów mogliby wejść wyłącznie ci, którzy posiadają ziemię lub pieniądze. Obok nich wyróżnia trzy stany usłużne - wojskowych, duchownych i nauczycieli, oraz masę pozostałą, czyli chłopów oraz mieszczan, którzy egzystują z pracy najemnej. Odsunięci oni będą od decydowania o losach państwa. Zapewniał im jednakże zabezpieczenie własności osobistej i ruchomej. Władza państwowa ma za zadanie zapewnić wszystkim pracę, natomiast wojsko ma utrzymywać przestrzeganie prawa przez obywateli Rzeczypospolitej, oraz chronić kraj przed agresją z zewnątrz. Chłopi mieli nadal znajdować się pod zwierzchnością dziedziców, jednocześnie jednak mieli być wzięci w obronę „prawa krajowego”. Chłop miał dzierżawić ziemię w oparciu o umowy dwustronne z dziedzicem, gwarantowane przez wspomniane prawo krajowe. Stąd też państwo miało prawo ingerowania w ich stosunki, bronić słabszego chłopa.

Wystąpił u Kołłątaja podział na chłopów posiadających, osiadłych, mogący kontraktować ze swym panem i bezrolnych, ujętych w rygory prawa zabraniającego włóczęgostwa. Co do mieszczan, to Kołłątaj powtórzył głównie to o czym była już mowa w „Listach”. Szlachta nadal utrzymać miała swoją decydującą rolą w państwie. Jednak jej wartość wiąże się z posiadaniem gruntu. W swoim projekcie, do sejmikowania dopuszcza tym samym tylko posesjonatów, a możliwość objęcia urzędu uzależnia od posiadania większej ilości ziemi. Co do kościoła katolickiego, zabezpiecza posiadanie majątków, jednak równocześnie zapewnia wszystkim innym wyznaniom, pełną wolność i swobodę kultu. W sprawie ustroju władzy państwowej, podobnie jak w sprawach mieszczaństwa, Kołłątaj powtarza to co znalazło się w „Listach”. Zajmuje się tylko osobą i uprawnieniami króla. Przyznaje mu kierowanie władzą wykonawczą, pozostającej i tak pod kontrolą sejmu, a także współudział w ustawodawstwie, który polegać ma na prawie sankcji. W przypadku wojny panujący staje się naczelnym wodzem100.

Zanim przedstawię poglądy Kołłątaja na temat sejmików i jego propozycje zmian ich dotyczące, przyjrzyjmy się instytucji sejmiku i wcześniejszym próbom naprawy, które miały sprawić, że ich działanie będzie z korzyścią dla kraju.

Sejmiki były organizacją czysto szlachecką. Nikt nie mógł brać w nich udziału prócz szlachty. Przystępu do nich nie miały tym samym miasta, pomimo, że wyłączenie ich z obrad sejmu wskazywało jako rzecz pożądaną dopuszczenie ich i danie im głosu przynajmniej w tym ściślejszym zgromadzeniu, które przygotowywało materiał do pracy sejmowej i pracy tej wskazującej kierunki. Wyłączność szlachty, jej ścisłe oddzielenie się od reszty społeczeństwa i od problemów tej pozostałej części, znalazły tym samym i tutaj dobitny wyraz. Jeżeli zaś chodzi o sam stan szlachecki, to nie było żadnego wyjątku. Należał do sejmiku zarówno szlachcic piastujący urząd ziemski, czy jakikolwiek inny, należał posesjonat, który dzierżawił prawem dziedzicznym wieś lub cząstkowy dział wsi, należał zastawnik i dzierżawca, należał w końcu i nieposesjonat: „klamki pańskiej trzymający się, na dworze magnata chleb wysługujący”. Ten kto tylko posiadał herb wchodził w skład sejmiku. Nie ważny był zawód jakiego się imał, nie ważna pozycja majątkowa czy w końcu stopień inteligencji i wykształcenia. Dla przykładu sejmik obu ziem kujawskich liczył około tysiąca uczestników. Jednak nie miał on więcej niż stu szlachciców, którzy sprawowali funkcje ziemskie, co dawałoby gwarancję poważniejszego rozumienia rzeczy wagi państwowej. Tym samym przewaga liczebna była po stronie ciemnego w większości tłumu szlacheckiego. Nie mogło to wyjść na dobre Rzeczypospolitej. Kto wychodził więc na tym najlepiej? Wspomniany „ciemny tłum” stawał się najczęściej posłusznym narzędziem w rękach możnowładców. Przyczyną tego było uzależnienie ekonomiczne szlachty nieposesjonatów od tych, którzy „dawali im dach nad głową i chleb”, a więc magnatów. Prowadziło to do tego, że możnowładcy mieli zapewnioną przewagę zarówno na sejmikach jak i tym samym na sejmie. Dlaczego? Jednym z zadań sejmików był oczywiście wybór posłów na sejm. Możnowładcy kierowali wyborami posłów tak, aby zostawali nimi ludzie zaufani, którzy szli im na rękę. Jednocześnie wprowadzali do instrukcji postanowienia, które sami chcieli przeprowadzić, a które przynosiły im korzyści. Oznaczało to, że dobro partykularne schodziło na plan dalszy, a wygrywał interes osobisty. Czy próbowano temu jakoś zaradzić? Tak, np. kiedy w roku 1611 kilka województw uchwaliło, że szlachta nieposesjonaci mają zostać z sejmików wykluczeni i przewaga na sejmikach miała być tym sposobem oddana w ręce szlachty zarówno inteligentniejszej i co bardziej ważne, niezawisłej. Niestety większość województw tej zasady w ogóle nie przyjęła, a tam gdzie ją początkowo wprowadzono z czasem się zatraciła. W takich warunkach, nawet zasada głosowania i stanowienia uchwał większością głosów na niewiele by się zdała, ponieważ większość owa byłaby zawsze po stronie uzależnionej od magnatów, a jednocześnie konserwatywnej i niedopuszczającej nawet do swoich myśli jakichkolwiek zmian, szlachty. Dodatkowo teoria „wolnego głosu” tak głęboko zakorzeniła się w psychice społeczności szlacheckiej, że trudno było coś w tej kwestii zmienić. Co prawda w roku 1673 postanowiono znieść zasadę jednomyślności, ale rzecz ta nie przyjęła się w praktyce, a konstytucja z 1718 roku wyraźnie zastrzegała, że „głos wolny fundujący się in iure vetandi”, ma być w dalszym ciągu zachowany na sejmikach. W wyniku tego, mimo że jakaś uchwała mogła mieć znaczenie dodatnie i dobre skutki dla Rzeczypospolitej, dodatkowo mając poparcie większości sejmiku, mniejszość, której taka uchwała była nie na rękę, mogła przeszkodzić w jej wdrożeniu opierając się na liberum veto. Przenosiło się to na sejm, gdzie „wolne, nie pozwalam”, za sprawą jednego posła, który zasłaniał się zaleceniem sejmiku, mogło zniszczyć wszelkie prace na rzecz dobra państwa. Jednocześnie zaś jeden szlachcic mógł z instytucji poselskiej usunąć wszystko to, co mogłoby przynieść pożytek temu państwu101. W roku 1717 na sejmie niemym uchwalono zakaz zwoływania sejmików poza legalnymi. I mimo, że reforma ta nie była na rękę szlachcie, przyjęła ją pokornie, gdyż nad obradami „czuwały” wojska cara Piotra II102. Odebrano wówczas sejmikom także część uprawnień skarbowych i wszystkie wojskowe103. Pomijając wszystkie kwestie, które sprawiały, że następował upadek sejmikowania i sejmowania, trzeba zaznaczyć, że kompetencje sejmików i ich rola zmniejszała się coraz bardziej. Przyczyniły się do tego m.in. ustawy z lat 1764-1768. W okresie tym nastąpiła pewna reforma sejmików, zakończona właśnie we wspomnianym 1768 roku.

W 1763 roku zmarł król August III Sas. Wytworzył się dogodny moment dla światłej grupy magnatów i szlachty, która skupiona była wokół Czartoryskich. Obóz ten, zwany potocznie „Familią”, który miał poparcie Rosji, podczas ostatniego bezkrólewia uzyskał niezwykle rzadką w dziejach Rzeczypospolitej sytuację zdecydowanej przewagi jednego stronnictwa magnackiego, które mogło skutecznie narzucić swoją wolę sejmowi104.

W granice kraju wkroczyły wówczas wojska rosyjskie i pod ich osłoną zawiązał się sejm konwokacyjny w 1764 roku. Czartoryscy, którzy zdawali sobie sprawę ze swojej siły, całkowicie zlekceważyli próbę zerwania sejmu przez przeciwników, którzy ogłosili manifest podpisany przez kilkudziesięciu senatorów oraz posłów. Mowa w nim była o tym, że sejm wobec obecności rosyjskich wojsk nie może obradować. W proteście opuścili Warszawę. Czartoryscy natomiast stanęli na gruncie zasady mówiącej o tym, że sejm konwokacyjny jako sejm skonfederowany nie może być zerwany i obowiązuje na nim zasada głosowania większością105. Familia postanowiła wystąpić z programem reform; które mówiły m.in. o zniesieniu jednomyślności w obradach sejmikowych i sejmowych, i o pozbawieniu prawa głosu szlachty nie posiadającej majątku106; a w jej imieniu przemawiał Andrzej Zamoyski. Sejm konwokacyjny, trwający od 7 maja do 23 czerwca 1764 roku, uchwalił przeszło 180 konstytucji, wprowadzając w Koronie m.in. zasadę większości głosów na sejmikach deputackich i elekcyjnych. Torowało to jednocześnie drogę do rozciągnięcia tej zasady na sejmiki poselskie. Pozytywną dla rozwoju instytucji sejmiku, okazała się również konstytucja „O większości wotów et de activitate na sejmikach województwa bracławskiego”. Stwierdzała ona obowiązywanie zasady większości głosów w tym województwie i ustalała, iż jedynie szlachta, która może udowodnić swoje szlachectwo od pradziada oraz posiadanie dziedziczne lub zastawne ziemi, będzie dopuszczona do udziału w tym sejmiku107.

Pod węzłem konfederacji odbyły się również, sejm koronacyjny w grudniu 1764 roku i sejm zwyczajny na jesieni 1766 roku oraz poprzedzające je sejmiki poselskie. Na jednym z takich sejmików, a dokładniej sejmiku połączonych województw poznańskiego i kaliskiego, należącym do jednego z najważniejszych w Rzeczypospolitej, wprowadzono zasadę większości głosów, a także co ważne, odsunięcie od obrad nieposesjonatów. W tym czasie rozciągnięto też na Wielkie Księstwo Litewskie zasadę większości głosów na sejmikach deputackich i elekcyjnych108. Reformy z tego okresu, które dotyczyły kwestii sejmików, miały na celu ukrócenie decentralizacji feudalnej w imię dążeń do uaktywnienia rynku wewnętrznego i wzmocnienia jedności państwa. Zmiana jaką było wprowadzenie na sejmikach zasady większości głosów przy wyborach posłów, deputatów, urzędników ziemskich, marszałka sejmiku oraz przy uchwalaniu instrukcji i laudów, w roku 1766, miała się do tego przyczynić. Dodatkowo doprowadziło to do usunięcia występującej do tej pory praktyki wysyłania na sejm podwójnej liczby konkurujących ze sobą posłów z jednej ziemi, z których każdy twierdził, że jedynie on jest uprawniony do jej reprezentowania109. Podczas konwokacji wprowadzono również zakaz zaprzysięgania przez posłów instrukcji sejmikowych110, a także ustalono stałe terminy dla sejmików deputackich i gospodarskich111.

Sejm delegacyjny z lat 1767-1768 przyniósł na dobrą sprawę tylko jedno pozytywne postanowienie. Zakazane zostało uchwalanie przez sejmiki jakichkolwiek podatków wojewódzkich. Miało to zapewnić koncentrację dochodów, którymi rozporządzałby sejm walny w skarbie centralnym112. W sumie jednak doniosłość tego postanowienia maleje wobec faktu, iż już od roku 1717 szlachta dążyła do ograniczenia zarządu skarbowego sejmików, a zmiany w tej sprawie zaszły jeszcze przed rokiem 1768113. Istotne znaczenie mogło mieć postulowane przez „Familię” usunięcie z sejmików szlachty gołoty. Miało ono ograniczyć wpływy starych rodzin magnackich, zwłaszcza na wschodnich ziemiach114. Niestety sejm repninowski, jak nazywano sejm delegacyjny z lat 1767-1768 uświęcił i przypominał dawną zasadę o udziale w sejmikach nie tylko szlachty posiadającej, ale także zastawników, dzierżawców czy familiantów, a zatem przyznawał udział w sejmikowaniu całemu tłumowi szlacheckiemu, który w dziejach Rzeczypospolitej odegrał smutną rolę. Tym samym, przepis iż uchwały sejmikowe miałyby zapadać większością głosów, tracił na znaczeniu, ponieważ owa większość pozostawała zawsze po stronie ciemnego tłumu115. Nie ulega jednak wątpliwości, że to wówczas zapoczątkowane zostało uznanie zależności praw politycznych od cenzusu majątkowego, do czego nawiązała potem burżuazja116. Trzeba stwierdzić w tym miejscu, że w roku 1768 sytuacja nie dojrzała jeszcze do wykluczenia z sejmików znacznej liczby szlachty uprawnionej dotąd do udziału w sejmikach. Decyzja taka nie była w interesie silnej ciągle i decydującej o życiu kraju magnaterii117.

Konfederacja barska spowodowała pięcioletnią przerwę w historii polskiego sejmowania. W wyniku presji państw rozbiorowych, żądających aby Rzeczpospolita zawarła z nimi traktaty cesyjne, spowodowała zwołanie w kwietniu 1773 roku sejmu nadzwyczajnego118.

Wyrazem patriotycznej postawy było wówczas zrywanie sejmików poprzedzających sejm, które odbywały się często pod osłoną wojsk rosyjskich. Ostatecznie udało się jednak wprowadzić do sejmu ludzi, którzy niekoniecznie popierani byli przez zaborców119. Sejm ten, obradujący w latach 1773-1775 zawiązał się w konfederację sejmową. Udało mu się wprowadzić zmiany w organizacji państwa oraz pewne reformy, których zakres był bardzo wąski wobec konsekwentnego stanowiska mocarstw zaborczych. Występował również brak determinacji i siły wewnętrznej wśród warstw rządzących i uprzywilejowanych na przeprowadzenie szerokich reform. Zmiany terytorialne, które zaszły na skutek pierwszego rozbioru wpłynęły wydatnie na skład sejmu. W roku 1773 nie odbyły się sejmiki na ziemiach objętych kordonami. Wobec sprzeciwu państw, które dokonały rozbioru, również senatorowie z tych terenów nie zostali dopuszczeni do sejmu. Przed sejmem w roku 1776, ambasador Stackelberg, a za nim Stanisław August, chcąc zmniejszyć skład izby poselskiej, przeciwstawili się projektom obierania posłów z ziem straconych wzorem tzw. sejmików egzulanckich. Częściowo udało się jednak projekty te zrealizować. Najmocniej popierali je niektórzy magnaci widzący w nich możliwość przeprowadzenia swoich kandydatów na takich sejmikach. Wybrano posłów z Inflant i zajętego przez Prusy powiatu nakielskiego w województwie kaliskim. Z sejmu zniknęli natomiast reprezentanci sejmików: ruskiego, halickiego, bełskiego, oświęcimsko-zatorskiego, witebskiego, mścisławskiego, generalnego pruskiego. Nie uległa zmniejszeniu liczba posłów z województw, których pokaźna część terytoriów przeszła pod obce panowanie np. brzesko-kujawskiego, inowrocławskiego, krakowskiego, sandomierskiego czy płockiego120. Od roku 1776 przewagę zaczęło zdobywać stronnictwo królewskie. Stanisław August i jego zwolennicy, popierani przez Stackelberga i dwór petersburski, uzyskali znaczną przewagę, wyrażającą się m.in. tym, że górowali na większości sejmików, zwłaszcza mazowieckich i litewskich. Sejmiki te odbywały się według prawa z roku 1767-1768, a więc na zasadzie większości głosów. Nie bez trudności jednak zasada ta wchodziła w życie. Głosowanie pisemne, zwane kreskowaniem, było czynnością uciążliwą i czasochłonną. Na sejmikach o dużej liczbie uczestników, trwało nieraz przez kilka dni. Dlatego też wygodniej było ustalać wybory na drodze wstępnych układów pomiędzy konkurentami. Zdarzało się, że starano się czasem zmusić kontrkandydatów do rezygnacji. Sejmików nie można było zerwać, jednak istniała możliwość ich „rozdwojenia”, czyli zebrania odrębnego sejmiku w innym miejscu, lub „ukradzenia” polegającego na uprzedzeniu przeciwników poprzez zebranie się o wcześniejszej godzinie i szybkim załatwieniu formalności wyborczych121.

Czas powrócić do Kołłątaja i przyglądnąć się jego zapatrywaniu na sprawę sejmikowania. Kwestią tą zajął się on w drugiej części ”Listów”, a dokładniej w liście piątym, datowanym na 27 października 1788 roku. Sejm obradował wówczas już od trzech tygodni. Co proponuje autor we wspomnianym liście. Po pierwsze radzi, aby ziemie Rzeczypospolitej podzielić na równej wielkości powiaty. Motywuje to tym, że „zbytnia obszerność jednego województwa lub zbytnie rozdrobnienie ziem albo powiatów pierwszą jest przyczyną nierówności rządowej i przemocy wotowania”122. Wielkość województw Rzeczypospolitej według Kołłątaja zależna miałaby być od wspomnianej miary i gatunku ziemi. Nie bierze natomiast

Hugo Kołłątaj

pod uwagę zaludnienia, gdyż uważa, że „będą wszystkie ludne, jeżeli zostanie człowiek wolny i bezpieczny swej osoby, swego majątku ruchomego i stałego”123. Proponuje podział takiego województwa na cztery powiaty. Dalej stwierdza, że „powiat (...) niech ma jedno miasto główne i zupełnie wolne, z których średnie powinno być stolicą obrad wojewódzkich, a kapitalne stolicą obrad miejskich”124. Obrady wojewódzkie, czyli sejmiki, mają pozostać przy swojej nazwie. W oparciu o zapisy prawne Rzeczypospolitej wyróżnia trzy rodzaje sejmików. Po pierwsze elekcyjne, będące sejmikami przedsejmowymi. Wybierano na nich posłów na sejm. Po drugie relacyjne, które odbywały się po sejmie, a posłowie zdawali na nich sprawozdanie z obrad sejmowych. No i na koniec gospodarskie, na których załatwiano lokalne sprawy finansowe, rozkładano podatki, czy w końcu wybierano komisarzy na trybunały skarbowe. Zniesiono je w czasie sejmu konwokacyjnego w roku 1764. Przypomina o podziale sejmików elekcyjnych na ordynaryjne, „które przypadają periodycznie albo dla elekcji deputatów albo dla elekcji posłów” i ekstraordynaryjne, „które przypadają z okazji śmierci urzędników przez elekcje w każdym województwie obieranych albo gdy uniwersały królewskie zalecają elekcję posłów na sejm ekstraordynaryjny”. Uważa, że taki podział sejmików powinien obowiązywać w „przyszłej Rzeczypospolitej”125. Kołłątaj zauważa potrzebę sporządzenia księgi ziemskiej województwa oraz księgi zaszczytu obywatelskiego. W tę drugą, która w tym przypadku interesuje nas bardziej powinni wpisać się „wszyscy ozdobieni klejnotami szlachectwa, zamieszkali w województwie, dobra dziedziczne lub sumy kapitalne posiadający”. Znalezienie się w tej księdze oznaczałoby możliwość czynnego udziału w sejmiku, czyli prawa głosu takiej osoby. Z tych dwóch ksiąg należałoby według autora sporządzić rejestr, po pierwsze „obywateli posesje dziedziczne posiadających, mogących obierać i być wybranymi”, po drugie obywateli czy zgromadzeń posiadających własność gruntową albo jakiś kapitał, które dawałyby im „activam tantum”, czyli czynne prawo wyborcze126. Obrady sejmiku, ze względu na nieprzyzwoitość, nie powinny jak zdarzało się wcześniej, odbywać się w kościołach. Następnie Kołłątaj zajmuje się sposobem zasiadania na sejmiku. Wspomina o tym, że właściwe skomponowanie i rozmieszczenie sejmikujących, pozwoli na usprawnienie obrad. Stan majątku i posiadane urzędy wpływać mają na to gdzie kto zasiądzie na sali obrad127. W momencie gdy wszyscy już zasiądą na swoich miejscach, marszałek sejmiku przeczyta wspomniany rejestr i według tego spisze nowy, określający w pierwszej kolejności kto będzie miał czynne i bierne prawo wyborcze, a kto tylko pierwsze z nich. Tak sporządzony rejestr, podpisany przez marszałka i senatorów województwa „stanowić będzie ogólność głosów na sejmik zebranych”. Obecność na sejmiku powinna być zależna od woli obywatela. W sytuacji gdy dany obywatel będzie posiadał dobra w kilku województwach, będzie mógł wybrać, w którego obradach weźmie udział. Natomiast, gdy ktoś nie będzie mógł wziąć udziału w sejmiku, na którym przeprowadzony będzie spis do regestru „posesjonatów i kapitalistów”, czyli sprawdzenia listy uprawnionych do głosowania, już podczas kolejnego zebrania się sejmiku może w nim uczestniczyć. Jeżeli szlachcic posesjonat lub kapitalista skazany jest wyrokiem zaocznym lub odbywa się przeciw niemu proces, nie może na sejmiku mieć ani czynnego, ani biernego prawa wyborczego. Nie może go posiadać również, gdy jest obrany na posła, deputata czy zajmuje jakiś urząd poza województwem. Kołłątaj motywuje tę ostatnią propozycję w następujący sposób: „(...) założyć potrzeba za pierwszy rządu wolnego fundament, żeby nikt jednej funkcji raz po raz nie odbywał i aby ten, który przez niejaki czasu przeciąg nawykł rządzić, nie odwykł od podległości prawu i od szanowania równości, pomnąc na to, iż w rządzie wolnym ten, który dziś rozkazuje, jutro rozkazy pełnić winien, a samo tylko prawo trwale wolnemu rozkazuje ludowi”128.

Wszelkiego rodzaju głosowania czy wybory na sejmikach, których dokonywanoby jednomyślnie lub większością głosów, powinny odbywać się bez zbędnych „okrzyków i hałasów”, co miało przecież bardzo często miejsce wcześniej. Jak więc temu zaradzić? Kołłątaj proponuje, żeby po rugach sejmikowych i po przedstawieniu „przez senatora lub pierwszego w porządku urzędnika, w jakim celu sejmik zwołany został, nim się przystąpi do elekcji, żądający funkcji naprzód oświadczyli się porządkiem i żądanie swoje do laski oddawali”. Marszałek ze zgłoszonych ułoży spis kandydatów, a następnie spyta się zebranych czy godzą się na daną kandydaturę. Obywatele, którzy zechcą wybrać danego kandydata powinni wstać. Jeżeli wstaną wszyscy, oznaczać będzie to, że obrano taką osobą jednogłośnie, czyli „unanimitate”. W sytuacji, gdy powstanie tylko część znajdujących się na sali, marszałek i jego czterech asesorów policzą stojące osoby, a liczbę ich zapiszą. Gdy liczba ta okaże się być większością, będzie to znak, że kandydat wybrany został większością - „pluralitate”. W momencie gdy nikt nie wstanie „kandydat sam się przekona, że do żądanej funkcji wybrany nie jest”. Gdy głosowanie odbywa się przez zastosowanie jednomyślności, ta forma wyboru, którą proponuje Kołłątaj, była bardzo przejrzysta. W sytuacji gdy wybór czy odrzucenie osoby kandydującej do danej funkcji, odbywa się większością głosów, a liczba kandydatów jest większa, „tedy między jednym a drugim, lub między kilku, na żądanie każdego obywatela” powinno odbyć się głosowanie tajne. W jaki sposób miałoby ono przebiegać? Wśród koła urzędników wystawiono by dwa wazony, czyli ówczesne urny wyborcze, „jeden electionis, drugi nullitatis”. Wszyscy, którzy posiadają prawo do głosowania, otrzymaliby znaczki koloru białego i czarnego. Rozdadzą je czterej asesorowie, każdy swojemu powiatowi. Głosowanie odbywać się będzie według rejestru sporządzonego na rugach i on będzie wyznacznikiem kolejności oddawania głosów. Znak biały oznaczać będzie votum sprzyjające, tzw. „votum electionis”, znak czarny tym samym votum odrzucające – reiectionis. Obywatel najpierw będzie wrzucał znak do wazonu oznaczającego elekcję danego kandydata. Jeżeli będzie biały, oznaczać to będzie poparcie głosującego dla kandydata, czarny będzie głosem sprzeciwu. Drugi znak, ten który pozostał, wrzuci do wazonu „nullitatis”. Po zakończeniu „wotowania” marszałek wraz z asesorami policzą głosy i zapiszą daną liczbę. Następnie te same czynności, odbędą się przy wyborze kontrkandydata, a gdyby było ich więcej, to i przy kolejnych129.

W skład sejmiku powinni wchodzić, według planów Kołłątaja, ci obywatele, którzy posiadają „posesje dziedziczne” lub kapitały. W tym drugim przypadku, muszą oni być w stanie opłacić 500 zł podatku130.

Autor listów narzeka na brak odpowiednich sal obrad i to, że sejmiki muszą odbywać się w kościołach, „których zła sejmikowania forma najohydliwsze wyrządza profanacje”. Wyraża potrzebę stworzenia odpowiednich miejsc, w których odbywałyby się obrady. Zdaje sobie jednak sprawę, że „minie wiek, a kościoły nasze będą, jak są dotąd, przybytkami sejmików”. Tym samym, zanim uda się znaleźć lub wybudować odpowiednie miejsca, wiele sejmików odbywać się będzie nadal w kościołach. Głosowanie głośne, odbywać się jednak będzie w tym świętym miejscu w trochę inny sposób: „Obywatele wotujący na kandydata mają się udać na prawą stronę, a obywatele przeciwni elekcji kandydatów mają się udać na lewą”. Wszystko miałoby odbywać się z należytą dla miejsca powagą. Gdyby wybór nie rozstrzygnął się podczas „głośnych wotów”, odbyłoby się głosowanie tajne. Jego przebieg byłby podobny do tego jaki proponował Kołłątaj omawiając zasady głosowania, a o którym wspominałem wcześniej. Jedyną różnicą byłoby to, że po wrzuceniu do wazonów głosów, wszyscy elektorowie wcześniej zebrani po jednej stronie, przechodziliby na drugą, aby nie mieszać się z pozostałymi, którzy mieli dopiero przystąpić do głosowania131.

Kołłątaj porusza również kwestię instrukcji sejmikowych, „które się posłom na sejm wybranym dawać zwykło”. Uważa on, że wybrany poseł nie może i nie powinien „swoją własną rządzić się wolą”. Jego zdanie zawarte jest w tym co przygotowali obradujący na sejmiku i co znajduje się w sporządzonej instrukcji. Jeżeli tak by nie było, co często miało miejsce do tej pory, poseł taki może stać się „absolutnym despotą nie tylko swojego województwa, ale całego Rzeczypospolitej kraju”. Wybór posła musi być wolny od „wszelkich intryg”, a instrukcje poselskie „powinny być silnym prawidłem władzy posłów”. Wystąpienie posła przeciwko instrukcji i temu co w niej zawarte, powinno być całkowicie zabronione i uniemożliwione. Jeżeli poseł chciałby dodać coś od siebie do instrukcji, musiałby „natychmiast zgłosić się do województwa i czekać od niego w tej mierze rezolucji”. Gdyby wyznaczony poseł złamał postanowienia ustalone na sejmiku, które znalazły się w jego instrukcji, województwo miało go prawo odwołać. Na jego miejsce mógł dany sejmik wybrać innego reprezentanta i przysłać go na sejm132. Elekcje poselskie powinny odbywać się co sześć lat. Król na trzy miesiące przed elekcjami sejmikowymi powinien przedstawić swoje uniwersały, które nie powinny powiadamiać o potrzebie wybrania posłów, bo to przecież rzecz oczywista, ale „o ważniejszych co do prawa politycznego, cywilnego i narodów okolicznościach, poprawy lub zaradzenia wymagających”. Nad takimi „okolicznościami” w czasie wspomnianego kwartału, powinni zastanawiać się obywatele, aby gdy już przybędą na sejmik, każdy miał przygotowane projekty czy koncepcje, które mogłyby pomóc ojczyźnie, a które po głosowaniu nad nimi znalazłyby się w ułożonych instrukcjach133. Tak wyglądała sprawa sejmików poselskich.

Kołłątaj zajmuje się również drugim rodzajem sejmików elekcyjnych, tzw. sejmikami deputackimi, na których wybierano „deputatów na trybunał”. Ksiądz uważa, że powinny one odbywać się co rok. Jeden lub dwa dni po wyborze deputatów, powinien odbyć się sejmik relacyjny, w którym uczestniczyć powinien chociaż jeden poseł, aby zdać relację z „robót sejmowych rocznych”. Na sejmiku tym instrukcje, które poseł otrzymał za pierwszym razem, uzupełnione będą o nowe zalecenia, które wynikać będą z potrzeby chwili. W sytuacji nadzwyczajnej, gdy wyniknie „potrzeba przydania lub pomniejszenia instrukcji poselskiej”, mogą być zwołane sejmiki relacyjne, zwane ekstraordynaryjnymi. Zwołać je będzie można w każdej chwili, gdy pojawią się „nagłe i nieprzewidywalne okoliczności”. O potrzebie ich zwołania powiadomi król, albo poprzez uniwersał, albo za pośrednictwem senatora lub posła, reprezentującego dany sejmik. Może się też zdarzyć, że „nadzwyczajny jaki wypadek zastanowienia wartujący, albo w skutkach swoich groźny”, może sprawić, że zbierze się tego typu sejmik134.

W tej samej, drugiej części, a dokładniej w szóstym liście, datowanym na 2 listopada 1788 roku, Kołłątaj proponuje dalsze reformy na szczeblu wojewódzkim: „Przystępując więc bliżej do rządu szczególnego, przystąpmy do uwag nad sejmikiem gospodarskim i do wyliczenia potrzebnych w każdym województwie urzędów”135.

Województwo samo w sobie, jest według słów księdza referendarza prowincją, którą zamieszkują ludzie wolni, mający swoje obrady, podczas których dokonują wyboru urzędników oraz „wewnętrznego gospodarstwa”136.

Każdy powiat, powinien posiadać „swoje ziemstwo złożone z czterech sędziów i jednego pisarza”. Urzędnicy ci będą posiadali głos decydujący – cum voto decisivo, a ten, który wybrany był najwcześniej posiadał będzie tytuł prezesa sądów ziemskich. Urząd swój mieliby sprawować przez okres pięciu lat, gdyż „władza sądowa dożywotnio posiadana najbardziej do zuchwałości zbliża, odzwyczaja od względu na równość, ośmiela do zemsty, a wystawując sobie, że bez sądu obejść się nie można, czyni sędziego albo podle interesownym względem wyższych, albo pogardzającym niższymi”. Co roku odbywać musiałby się wybór nowego pisarza, gdyż ten poprzedni stawał się sędziom, w miejsce prezesa, który odchodził z urzędu. Jednocześnie prezesem zostawał ten ze sędziów, który był najstarszy stażem na tym urzędzie137.

Kołłątaj radzi znieść sądy grodzkie, czyli inaczej starościńskie, będące sądami szlacheckimi pierwszej instancji, głównie dla spraw karnych. Sądzili w nich, w imieniu starosty, burgrabiowie lub podstarostowie. Podlegała im również gołota szlachecka. Sądy te z roku na rok miały coraz większe kompetencje, ograniczając jednocześnie źle funkcjonujące sądy ziemskie. Przy tej okazji widzi Kołłątaj potrzebę zniesienia sądowych, jak i niesądowych tytułów starostów138. Uważa, że można byłoby ustanowić sądy referendarskie, które zastąpiłyby sądy grodzkie. Do składu takiego sądu wybrany byłby referendarz i pisarz. Pierwszy z nich sądziłby daną sprawę, albo w swoim własnym domu, albo „we wsi, do której uzna potrzebę na grunt zjechania”. Kołłątaj proponuje uwolnienie wnoszonych skarg chłopskich od wszelkich przejawów formalizmu i traktowanie ich, jeżeli dotyczyć będą nadużycia w stosunku do chłopa, jako pozwów sądowych. Jednocześnie dekrety wydawane przez pisarza powinny być wydawane bez opłat, aby „ludu nędznego” nie narażać na „zdzierstwo prawnictwa”. Dlatego też należy wyznaczyć pisarzowi roczną pensję. Na wspomniany urząd referendarza, należy wybrać człowieka, który ma więcej niż trzydzieści lat i „z gospodarstwa dobrego zaletę mającego”. Okres jego kadencji trwać miałby pięć lat139.

Kołłątaj dostrzega potrzebę utworzenia sądów cywilno-wojskowych, zwłaszcza w sytuacji gdy wszyscy opowiadają się za powiększeniem liczebności wojska. Dla sądu takiego należy obrać na sejmikach dwóch sędziów. Trzeciego miałby wyznaczyć rząd wojskowy spomiędzy swych oficerów140.

Autor zauważa, że istnieje zbyt duża ilość urzędów, w większości do niczego nie przydatnych. Kołłątaj odnośnie tej kwestii stawiał takie oto pytanie: „Czcze urzędy nie wiem jak mogą zaspokoić szlachetną wolnego obywatela ambicję, jak się nie wstydzi być cześnikiem, miecznikiem, łowczym, podczaszym, krajczym, piwnicznym, kuchmistrzem?” Uważa, że istnieje potrzeba funkcjonowania urzędów, ale „urzędy nasze niech się zasadzają na rzetelnej, a szlachetnej wysłudze społeczności potrzebnej”, czyli niech działają dla dobra obywateli141.

Jakie więc urzędy, jacy urzędnicy potrzebni są w powiecie według Hugo Kołłątaja? Po pierwsze rewizor drogowy, który doglądałby napraw dróg, grobel i mostów. Współpracowałby on z superintendentem, czyli dozorującym drogi i mosty w województwie. Przedstawiałby mu m.in. koszty, jakie pochłaniałoby dane przedsięwzięcie, np. budowa nowej drogi. Drugi urząd to rewizor portowy, do którego obowiązków należałoby m.in. dopilnowanie brzegów rzek spławnych, „ażeby od drzew i lasów oczyszczone były”. Podwojewodzy, kolejny urzędnik, zajmowałby się dozorem wag i miar, które wyznaczyłaby Komisja Skarbowa, tak żeby wszędzie, w każdym powiecie, województwie, a tym samym w całej Rzeczypospolitej były one jednakowe. Miałby również za zadanie zajęcie się sprawą karczm czy domów zajezdnych, aby obywatele, którzy korzystają z ich usług mogli czuć się bezpiecznie i komfortowo. Dyrektor poczt, kolejny urzędnik, powinien sprawować nadzór nad pocztami znajdującymi się w powiecie. Urząd skarbnika, który nie zawsze jest potrzebny, przydaje się zdaniem Kołłątaja, w sytuacji pospolitego ruszenia. Skarbnik staje się wówczas podskarbim i poborcą powiatu. Urząd ten powinien sprawować człowiek bogaty, „będący w stanie z fortuny swojej odpowiedzieć”. Związek tego urzędu z Komisją Skarbową, umożliwiałby także pobór podatków powiatu142.

Zajmuje się Kołłątaj sprawą sobie bardzo blisko, a więc edukacją. Każde województwo powinno według niego mieć swoją szkołę wydziałową, natomiast każdy powiat podwydziałową. Przełożony nad tą drugą szkołą powinien wchodzić również w skład urzędników powiatowych. „Oprócz dozoru szkolnego i domowego wszystkie szkółki parafialne powinien wizytować i pilnie doglądać tego wszystkiego co na takie szkółki Komisja Edukacyjna przepisała”. Takim zakresem obowiązków obarcza Kołłątaj tego urzędnika143.

Tak jak już wcześniej wspomniałem, Kołłątaj proponuje podział każdego województwa na cztery powiaty. Tym samym, „liczba urzędników powiatowych znacznie się powiększy i zapewne dogodzi tym wszystkim, którzy nie chcą być bez urzędu, a którzy posiadając urzędy prawdziwie czynne odwykną powoli od tej czczości rządowej, za którą się dziś tak gorliwie ubiegają”144.

Po wymienieniu urzędników powiatowych, ksiądz przechodzi do sprawy urzędów wojewódzkich. Urzędnikiem tego typu może zostać jedynie ten, kto wcześniej posiadał urząd powiatowy. Natomiast wcześniejsze urzędowanie na szczeblu wojewódzkim pozwala walczyć o urząd koronny czy litewski. „Takowe promocji stopnie w Rzeczypospolitej najściślej zachowane być powinny, bo nie tylko utrzymują sprawiedliwą między obywatelami równość ale nadto służą za wprawę i udoskonalenie dla tych, którzy stopniami idąc stanęli na szczycie rządu”145.

W każdym województwie odbywają się obrady sejmików, czy to elekcyjnych i relacyjnych, czy też gospodarskich. Dlatego też warto zacząć od urzędników, którzy są niezbędni podczas ich obrad. Zagajenie sejmiku należy według słów Kołłątaja pozostawić, tak jak dotąd to bywało, senatorom. Rząd sejmiku skupiać będzie w swoim ręku marszałek. Autor proponuje aby urząd ten, tak jak było dotąd na Litwie, ustanowiono dożywotnim. Kołłątaj motywuje to tym, że „urzędy rządowe im dłużej są posiadane, tym bardziej i osobę, i rząd udoskonalają”. Dodatkowo stwierdza, że urzędy, które nie są sądownicze, powinny być dożywotnie, sądownicze natomiast doczesne. Obieranie marszałka na każdym sejmiku na nowo, powoduje według Kołłątaja nieporządek i rozruchy sejmikowe. Człowiek powołany na marszałka i „dożywotnie urząd takowy posiadający, więcej mieć będzie powagi, więcej wprawy, mniej podłości”. Elekcja asesorów winna odbywać się albo na każdym sejmiku, albo mieć miejsce co roku. Jednakże autor opowiada się za tą drugą formą, gdyż sama elekcja na ten urząd byłaby „bez porządku, osobliwie co do wotów, których by nie miał kto odbierać”, w momencie gdy wybór miałby się dokonywać na każdym sejmiku146.

Urząd podkomorzego, najwyższego urzędnika ziemskiego, sprawującego sądownictwo graniczne, zgodnie z wcześniejszymi uwagami Kołłątaja o urzędach sądowniczych, nie może być dożywotni. „Obierany na sejmikach podkomorzy powinien mieć dodanych czterech komorników dla czterech powiatów i jednego pisarza aktów granicznych”. Przywódca „Kuźni” proponuje pięcioletni okres urzędowania podkomorzego i jego czterech urzędników147.

Omawiając urzędy powiatowe autor wspominał o rewizorach drogowym i portowym, podwojewodzim oraz skarbniku. Na szczeblu wojewódzkim istnieć powinny tylko dwa urzędy, którym podlegałyby wyżej wymienione. Po pierwsze superintendent porządku, który będzie przełożonym „nad rewizorami drogowymi, portowymi, podwojewodziami”. Natomiast superintendentowi skarbowemu podlegać będą skarbnicy „w obiektach, dla których ten urząd po powiatach byłby ustanowiony”. Kołłątaj proponuje oddać dozór nad poborem podatków, każdemu województwu, którego przedstawicielem w tej kwestii będzie superintendent skarbowy lub skarbny wojewódzki148. Kolejnym urzędem wojewódzkim, według księdza bardzo ważnym, jest urząd rektora, który ma mieć pieczę nad wszystkimi szkołami, które funkcjonują w województwie. „Urząd ten z obiektu swego szanowany i prawdziwie potrzebny nie wymaga” - według autora - długiego tłumaczenia”149.

Poruszyć trzeba również sprawę miast. Sprawę, która była bliska twórcy memoriału dla nich. Dlaczego? Ponieważ w każdym województwie znajdowało się kilka, czasem kilkanaście wolnych miast. Kołłątaj uważa, że nie trzeba zmieniać formy ich rządu, „gdyż są nierównie lepiej przystosowane do Rzeczypospolitej jak wszystkie sejmiki”. Uchylić trzeba jedynie zbiór praw, tzw. zwierciadło saskie, które spisano w wieku XVII i używano w miastach polskich w ramach ogólnie w nich obowiązującego prawa magdeburskiego, względnie chełmińskiego. To prawo cywilne miałoby być zastąpione ogólnym dla wszystkich kodeksem. Dalej Kołłątaj pisze następująco: „Zachowując przeto co do prawa politycznego wszystkie miasta przy dawnym ich rządzie, radziłbym im odjąć ius gladii, czyli pozbawić sądy miejskie prawa wydawania wyroków śmierci”150. Pierwszym bardzo ważnym urzędnikiem wojewódzkim, łączącym się bezpośrednio z miastami jest urząd kasztelana. Kołłątaj przypomina o podziale kasztelanów na większych, czyli tych, którzy byli przedstawicielami miast głównych i mniejszych, reprezentujących grody i zamki. Nie jest autor jeszcze pewien czy „dla Rzeczypospolitej lepsze” byłoby umieszczenie w senacie „samych tylko kasztelanów większych, a kasztelanów mniejszych zrobić urzędnikami wojewódzkimi”, czy może też „umieścić ich w senacie podług wyboru, zostawiwszy ich zupełnie przy równej prerogatywie”. Wielkość utworzonych powiatów, o których pisał wcześniej Kołłątaj, zadecyduje „czy powiat obejdzie się jednym miastem, czy ich kilka dla wygody okolic utrzymać się musi”. Twórca „Listów” uważa, że miasta powinny być niepodległe i wolne, że miasteczka, które posiadają „ziemię dziedziców gruntowych własną”, nie mogą nazywać się miastami, ale występować pod nazwą wsi targowej, że każde wolne miasto powinno posiadać swojego kasztelana, że wybór na urząd kasztelana powinien odbywać się drogą głosowania. Kasztelanowie miast podlegaliby bezpośrednio wojewodzie, „który jednak tyle tylko władzy nad nimi mieć będzie, ile mu jej albo całe województwo na sejmiku gospodarczym, albo sejm (...) udzieli”151.

Na koniec szóstego listu zajmuje się Kołłątaj urzędem senatorskim. W momencie podziału województwa na cztery powiaty i występowania w każdym z nich jednego miasta głównego, „mielibyśmy w każdym województwie pięciu senatorów” - wojewodę i czterech kasztelanów. Liczba ta wydaje się autorowi „Listów” zbyt duża, dlatego też „wojewoda podług prawa zawsze, a jeden ze czterech kasztelanów przez województwo wybrany, w senacie na sejmie zasiadać” powinien152.

Kołłątaj w ostatnich wersach wspomnianego listu, wyraża potrzebę „wskrzeszenia” sejmików gospodarskich. Dlaczego? Po pierwsze, aby mieć dozór nad wszystkimi urzędnikami wojewódzkimi i ocenić ich pracę oraz doglądać czy wypełniają powinności swojego urzędu. Drugi powód to „gotowość pełnienia tego, cokolwiek sejm trwały do wykonania nakaże”.

Obrady sejmiku gospodarskiego powinny odbywać się raz w roku. W czasie ich trwania urzędnik zdać ma relację z „przepisanych obowiązków, donieść województwu o rozkazach do wykonania pozostałych, które odebrał od najwyższych nad sobą krajowych jurysdykcji”153.

Wszelkie propozycje, które znalazły się w listach kierowanych do marszałka Małachowskiego, powracały jak bumerang w przygotowanych przez księdza referendarza projektach konstytucji.



komentarze

Copyright © 2008-2010 EPrace oraz autorzy prac.